Wiem, wiem, że niezbyt przykładam się do prowadzenia tegoż bloga, ale...
I tu nastąpi wyliczanka wszystkich "alów", których trochę się nazbierało... Jak już wspominałam miałam problem z maszyną do szycia. Mój Singer po naprawie szyje, ale pewnej części ciała na 4 litery nie urywa.
Chcąc nie chcąc (bardziej jednak chyba chcąc :), w końca nowa zabawka zawsze mile widziana) byłam zmuszona do zakupu nowej maszynerii. Masakryczne ilości zamówień świątecznych zobowiązują. Póki co maszynka spisuje się świetnie, więc polecam ;)
Szycie, szycie i jeszcze raz szycie... Tydzień obsuwy sprawił, że teraz nie wyrabiam zakrętów, a doba niestety nie chce być z gumy ani z tej do żucia ani z tej do majtek. Oby do wigilii...
No i jeszcze ten szaleniec Ksawery! Wam też tak daje popalić? A raczej powiać? U mnie wyrwane przęsło z ogrodzenia, ponadrywana papa na dachu, brama wyrwana z zawiasów, noce nieprzespane ze strachu -,-. Kiedy mieszkałam w blokowisku jedynym stresem w takich sytuacjach był ten, że garnki sąsiadów wylądują mi na balkonie (hehe). Ale wiecie co? Za nic nie wróciłabym do bloku. I kto to mówi? Paniusia na szpilkach odnajduje na wsi zabitej dechami,(no może prawie:) ) spokój, pomimo szalejących czasem huraganów, czasem mniejszych, czasem większych jak to w życiu bywa...
Poniżej kilka fotek ostatnich wyrobów, prosto z pod igły nowej maszyny. Pozdrawiam Wszystkich ciepło, serdecznie i świątecznie :). Buziaczki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz